2012-10-02

pragnienie

pragnienie

siedzę i pragnę
przestrzeni, bezkresu nieba,
i powietrza przesiąkniętego zapachem wolności

czuję to pragnienie tak, że aż boli
obudzony potwór
pochłania wszystkie moje myśli
pogrąża w niepokoju
działam jak opętana

siedzę i wiem
by uśmierzyć ból muszę poczuć
tą przestrzeń, ten bezkres i to powietrze
przesiąknięte zapachem wolności.

repsev, IX.2012, z masywu Diablaka

2012-08-12

w tle z niebieskim

Dziś oddaje w Wasze ręce kilka słów wstępu do nowego wątku, W TLE Z NIEBIESKIM. Od dawna nosiłam się z zamiarem spisania relacji oraz refleksji z moich podróży. Ciężko było mi zebrać się do tego tematu wcześniej, może to brak czasu, a może to właśnie czasu i oddechu potrzebowałam aby teraz wrócić myślami do tych wspomnień...i spróbować przedstawić Meksyk widziany moimi oczami...Zaczynamy!!!

     W roku 2011, zrealizowałam marzenie: MEKSYK! Muszę przyznać, że było to jedno z najlepszych moich dotychczasowych doświadczeń w życiu. Spędziłam tam pół roku będąc na wymianie w ramach studiów. Było to czas nieustannego podróżowania, zdobywania wiedzy, dziwienia się, poznawania tamtejszej kultury, wspaniałych ludzi jak również czas na poznawanie siebie samej. 
niewinna okładka  zeszytu
Teraz wydaje mi się to całkowicie zabawne, ale wszystko rozpoczęło się od tak trywialnej czynności jak zakup zeszytu. Tak, tak kupiłam na 2 roku studiów zeszyt, który na okładce miał zdjęcia kompleksu piramid z Chichén Itzá. Pomyślałam sobie wtedy, że bardzo chciałabym tam pojechać. W ten sposób zasiałam niepokój w swoim umyśle... oczywiście droga do realizacji była pokrętna i ja sama nie zdawałam sobie sprawy, że w rezultacie "małe pragnienie" traktowane zupełnie niepoważnie uda się 2 lata później urzeczywistnić. 
Jakimś dziwnym zrządzeniem losu dotarłam do informacji o możliwości wyjazdu na stypendium, później do końca nie byłam pewna czy uda się dopiąć wszystkie formalności na czas, wszystko wydawało się nieustającym biegiem z przeszkodami. Problemy pojawiały się począwszy od strony finansowej, przez wszelkiego rodzaju formalności na uczelni jak ITN oraz pozwolenia od promotora itp, skończywszy na bardziej osobistych dylematach związanych z sytuacją rodzinną. 
Wkrótce okazało się to jednak przezwyciężone i tak oto 31 grudnia 2010 roku siedziałam wraz z koleżanką na pokładzie samolotu lecącego do Madrytu. Tam z kolei na lotnisku Bajaras witałam po raz pierwszy Nowy Rok 2011, a następnie biorąc pod uwagę zmianę czasu o 7 godzin, kolejne 6 razy witałam ten sam Nowy Rok już na pokładzie samolotu lecącego łącznie 12 godzin do Mexico Ciudad.

c.d.n.


2012-03-18

wiosna nadchodzi


Witam wszystkich, tym razem prezentuje odrobinę oznak nadchodzącej wiosny w górach jakie znalazłam na ostatnim spacerze....
czyli  trochę śniegu, miejscami dużo śniegu i jeszcze więcej śniegu, ale już w postaci roztopionej czyli wody i jeszcze więcej błota, błocka, błociska, ale przede wszystkim dużo słońca :)
repsev, okolice Rabki, III.2012
repsev, okolice Rabki, III.2012

repsev, okolice Rabki, III.2012

repsev, okolice Rabki, III.2012

repsev, okolice Rabki, III.2012

repsev, okolice Rabki, III.2012

repsev, okolice Rabki, III.2012

repsev, okolice Rabki, III.2012

repsev, okolice Rabki, III.2012


repsev, okolice Rabki, III.2012

repsev, okolice Rabki, III.2012

repsev, okolice Rabki, III.2012

repsev, okolice Rabki, III.2012

2012-02-14

trzynastego

repsev, Rabka, Maciejowa, I.2012
Kieliszek wina, sącząca się muzyka, głowa pełna wszelakiego śmiecia jak zwykle. Tak kończy się mój dzień narciarskiego szaleństwa.

Mam pytanie:

Czy w XXI wieku pamiętamy o drugim człowieku tylko 14 lutego?

Życzę wszystkich czytelnikom aby czuli oraz dawali odczuć miłość i życzliwość przez cały rok.:)

2012-02-01

cenzurowanie S korpionsów

by Hiżu
Jak świat światem sztuka od zawsze sięgała po prowokacje, nie inaczej było w przypadku muzyki rockowej (a nawet można by pokusić się o stwierdzenie, że wspomniany rodzaj muzyki w tym celował), prowokacje były obecne zarówno w warstwie tekstowo – muzycznej, samym sposobie bycia (sex, drugs & rock'n'roll), jak i przypadku szeroko rozumianej oprawy plastycznej, tak wydawnictw jak i koncertów .Z drugiej strony zastępy strażników moralności i dobrego smaku pilnowały niewinności sztuki, oraz maluczkich którzy po zobaczeniu różnych bezeceństw sztuką się mianujących z pewnością natychmiast stoczyliby się moralnie. Prym w tym wizualnym zaprzaństwie wiodły oczywiście gołe cycki i dupy, jako że jest powszechnie wiadomo, że kto pokazuje nagą pierś myśli tylko o jednym, nie był to jednak jedyny obiekt protestów o czym będzie jeszcze mowa.
W pierwszej połowie lat siedemdziesiątych na scenie pojawił się zespół prosto z Hanoweru, czyli oczywiście Scorpionsi, ci przemili panowie w pewnym momencie wymyślili, że goła pani na okładce zawsze będzie się podobać, a poza tym trochę kontrowersji nie zaszkodzi a nawet pomoże. Jak pomyśleli tak zrobili i w roku 1975 na okładce swojego trzeciego albumu czyli „In Trance”umieścili takie oto zdjęcie:
Jak łatwo się zorientować zdjęcie jakkolwiek z punktu widzenia zarówno tak technicznego jak i artystycznego jest całkiem przyzwoite (widać to szczególnie, co w sumie jest oczywiste, kiedy trzyma się w ręku wydanie winylowe) to jednak według sporego grona ludzi, osobliwie w USA (zresztą większość omawianych tu protestów właśnie z tego wspaniałego kraju pochodzi) wyraźnie widoczna naga pierś była kamieniem obrazy i czymś zgoła niedopuszczalnym w szerokiej dystrybucji, a ponieważ taką okładkę mogą zobaczyć dajmy na to osoby nieletnie, które natychmiast po takim spektaklu utonęłyby w rui i poróbstwie. Więc na wyraźne żądanie okładka została nieco zmieniona i w niektórych wydaniach wyglądała tak:
Obecny tu skan nie jest może wysokiej jakości jednak widać wyraźnie, że newralgiczna część zdjęcia została przyciemniona. Okładka ta była jednak na tyle niewinna, że i w momencie wydania i dzisiaj nabycie wersji niecenzurowanej nie stanowiło szczególnego problemu (przynajmniej w Europie, nie mam pojęcia jak w Stanach). „In Trance” był jednak ze strony panów na S tylko manewrem taktycznym mającym na celu rozpoznanie nastrojów ich kolejne wydawnictwo czyli pochodzący z 1976 „Virgin Killer” rozpętał małą a nawet średnią aferę. Jak łatwo się domyślić poszło o okładkę, a konkretnie o tą okładkę:
Nie trudno się zorientować, że w zestawieniu z tytułem takie wydawnictwo obrodziło protestami na całym świecie (tutaj mała zagadka: Czego na rzeczonej okładce brakuje?, przy czym przyznam się szczerze, że nie jestem pewien czy brak tego elementu zaznacza się też na oryginalnej okładce bo jej po prostu nie widziałem na żywo, ale faktem jest iż wszystkie zdjęcia jakie miałem możliwość oglądać były pozbawione pewnego elementu). Tutaj prowokacja posunęła się znacznie dalej, owocując rozgłosem jak i licznymi bojkotami albumu, spowodowało to wydanie nowej wersji graficznej:

Ta nowa wersja została ogólnie przyjęta już bez protestów (chociaż ze względu na swoją kompletną nijakość dopiero ona powinna budzić gorące protesty). Tymczasem po chwili zastanowienia (oraz po wysłuchaniu ze zrozumieniem utworu tytułowego) można dojść do następujących wniosków, po pierwsze co złego, niedozwolonego, niewłaściwego i tak dalej jest w zdjęciu z pierwszej wersji okładki, ot jakieś dziecko sobie siedzi i tyle, ani nic dziwnego nie robi, ani nie przyjmuje jakiejś specjalnie prowokującej pozycji, coś czego można by się czepić naprawdę jest akurat za rozpryskiem, poza tym bardzo ta okładka ładnie koresponduje z tekstem tytułowym a razem z nim, z tym co, jak można się domyślać, wylęga się w głowie ludzi którzy najgłośniej protestowali. Tak czy inaczej „Virgin Killer” w wersji pierwotnej stanowi pozycje którą raz, że nabyć trudno, a dwa, dalej budzi dość zażarte spory (vide angielska wikipedia sprzed lat paru).
Po takim małym wybuchu dochodzimy do dość dziwnej historii, a konkretnie do historii z roku 1977, a jeszcze konkretniej do historii z roku 1977 związanej z wydaniem kolejnego albumu grupy czyli „Taken by Force”, w swej pierwotnej wersji wyglądało to tak:

Jak widać stanowiło to małą zmianę w środkach wyrazu, ale i ta okładka wzbudziła gwałtowny opór materii i o ile można jeszcze zrozumieć ludzi którzy po zobaczeniu opakowania od „Virgin Killer” i porównaniu go z tytułem (jakby nie patrzeć do zrozumienia o co chodzi trzeba by jeszcze posłuchać utworu tytułowego, a w końcu nie dało się tego zrobić od razu) mogli odczuwać pewien niesmak czy nawet oburzenie, o tyle ci którzy protestowali przeciwko „Taken by Force” chyba po prostu nie umieli czytać, ewentualnie stali na stanowisku, że zespoły w typie Scorpionsów nie mają prawa wypowiadać na poważniejsze tematy. Niemniej skutkiem całego zamieszania była nowa wersja okładki, uprzedzam lojalnie, że w konkursie na zrobienie czegoś na odwal się ta nowa okładka zostawia ocenzurowane „Virgin Killer” spalone w blokach.

Żeby było zabawniej dodam tylko, że wersja pierwotna jest co prawda łatwiej dostępna niż pierwotne „Virgin Killer”, ale z czterech opisanych tu płyt trzyma się pod względem niedostępności na solidnej drugiej pozycji.
Jako ostatnią przedstawiam płytę która przez niektórych jest uznawana za największe dokonanie Schenker'a i Meine'a (Roth właśnie podziękował za współpracę i zaczął się kopać prądem na słońcu (czy coś takiego)), jesteśmy oto w roku 1979 i przed nami majaczy „Lovedrive”, pozycja ciekawa również i dlatego że okładkę zaprojektował Storm Thorgerson z Hipnogosis. Moim skromnym zdaniem jest to najlepsza okładka jaką ci przemili Hanowerczycy mogą się pochwalić:
W przypadku tej płyty równie ważna jest i druga strona medalu:
Jak przypuszczam jest to jedyny z omawianych tu przykład kiedy zawiniła nie przednia a tylna strona okładki, ale jest to również płyta w przypadku której, dla odmiany, dostanie wersji ocenzurowanej jest raczej trudne. Wersja niekontrowersyjna jest niestety tak jak i poprzednie (z wyjątkiem oczywiście „In Trance”) w sposób zadziwiający dziwnie podobna do niczego.
Na zakończenie pragnę tylko zauważyć, w przypadku wszystkich płyt okładki w wersjach pierwotnych miały znaczenie i zawsze były w jakimś stopniu związane z tytułem lub treścią płyty, w wersjach nowych stały się nic nie znaczącymi opakowaniami (znowuż wyłączając „In Trance). Na zakończenie zakończenia jeszcze takie małe coś: Otóż podejrzewając sposób rozumowania niektórych co większych protestujących w obronie ładu i moralności można przypuszczać, że tą okładkę (poniżej),
uratował (o dziwo) męski tyłek (ale jednak w spodniach), gdyby nie on strach pomyśleć o co panowie ze Scorpionsów mogliby by być oskarżeni.

by Hiżu